SENS I BEZSENS W OCENIE ISTOTY ŻYDOSTWA [1939]
189,00 zł
Produkt niedostępny
Autor | |
---|---|
Miasto wydania | |
Wydawnictwo | |
Rok wydania |
Format 20.5 cm. Str.124. Miękka okładka wydawnicza. Stan dost+. Lekko poluzowany blok książki, niewileki ślad po zacieku na dole blok u książki, bez szkody dla tekstu.
Przedmowa autora:
Słowa, które składam oto w ręce ogółu, narodziły się z nieodpartej potrzeby ustalenia i uzasadnienia tego obronnego stanowiska, jakie winienem zająć wobec tragicznie kształtujących się dla żydostwa wydarzeń na dzisiejszym odcinku dziejowym. Rozporządzając psychiczna aparaturą przeciętnego człowieka i bynajmniej nie dysponując odmiennym od pierwszego lepszego z brzegu kompleksem faktów wewnętrznych, doznaję pod brzemieniem problemu niepokojącego poruszenia tych najprostszych motywów, tych najpierwotniejszych czuć, które stanowią istotę więzi społecznej. A jeśli czegoś chcę — to tylko być pewnym tego prostego jednego słowa, któreby dało prawdziwy wyraz mojej najgłębiej odczutej postawie życiowej.
Powinienem może spodziewać się, że w tej udręce moja ideowa potrzeba będzie z łatwością zaspokojona na jakimś odcinku opinji publicznej. Jednakowoż wszystko to, co słyszę od tej strony, zlewa się w jeden głos. Dzisiaj, w ciągłym nawrocie tych samych typów argumentów, osądów, ocen, wyraźnie wykrystalizowuje się jednolita opinja żydowska, zajmująca jasno zaryso-waną linję obronną. Myślę jednak, że słowa, jakie tu się wypowiada, nie są dość przekonywujące: zdaje się, jakgdyby opadały z ideowych pokładów, dalekiemi łukami tęczowemi rozpostartych nad zbiorowiskiem. Nie widzę natomiast rozgrywki na płaszczyźnie tych faktów, o które toczy się walka, l nie widzę słów, któreby dawały wyraz splotowi naszych uzależnień w organizmie zbiorowym — pełny wyraz naszej postawie tu na tej ziemi, pod tem słońcem, wśród tych ludzi. A przecież nasza najsłuszniejsza obrona — to sama rzeczywistość. Wydobyć ją z pod grubej warstwy komunałów, świadomych i mimowolnych fałszów, całego arsenału pseudoprawd oto zadanie, którego się podjąłem. Trzeba naświetlić ten punkt, w którym dręcząca problematyka naszych dni sama zatraca swoje ostrze, zaś konstrukcja pojęciowa, służąca do zracjonalizowania i usankcjonowania konfliktu, po prostu oddala się od rzeczywistości, nie mogąc stać się jej prawdą. Nie twierdzę, by same konflikty były wyimaginowane, iluzoryczne by poprostu nie istniały. Choćby i istniały, nie uzasadniają one prawdy idej — tych probierzy, według których wykrawa się z całości poszczególne fakty, by zjawisko walki uczynić zrozumiałe i słuszne. I patrząc otwartemi oczami na logikę życia zbiorowego, dochodzę do głębokiego przeświadczenia, że rozplanowanie całości na dwa obozy, z barykadą pomiędzy niemi — to jakieś bezmyślne i tragiczne nieporozumienie. Nie wiem, czy udało mi się wykonać moje zamierzenie, jak tego wymaga ważność sprawy. Na pewno nie jeden uczyniłby to lepiej ode mnie. Skoro jednak nikt nie próbował podejść do rzeczy od tej strony, musiałem dokonać tego sam. Nic mogę bowiem nie wypowiedzieć słów, które wydają mi się jedynie prawdziwe. Bo przecież właściwy kierunek drogi sam się narzuca z jasnego widzenia rzeczy.