Znajdź książkę

Nasz antykwariat internetowy to zbiór ponad 40.000 książek

    ul. Wilcza 29 A lok. 25
    00-544 Warszawa
    tel. 022 622 11 54
    0,00 

    JAN STRAUS: REKLAMA DŹWIGNIĄ HANDLU CZYLI O 12. AUKCJI KWADRYGI

    Stara ta prawda sprawdza się również w handlu antykwarycznym, zwłaszcza w przypadku druków reklamowych. Niegdyś niedoceniane drobne ulotki i foldery, upychane po kątach broszury reklamowe, po latach zapomnienia trafiły na stałe do katalogów aukcyjnych, stając się niejednokrotnie ich prawdziwą ozdobą. Należy przyznać, że Kwadryga jako jedna z pierwszych (1) zainteresowała się się tym segmentem rynku i pozostaje na nim do dziś jako jeden z liderów.

    Mało którą międzywojenną firmę stać było na prowadzenie długofalowej polityki reklamowej. W Polsce stosowali ją tylko najwięksi: producenci farmaceutyków, spirytualiów, wyrobów cukierniczych oraz monopole państwowe. Do firm najaktywniejszych na rynku reklamowym – zwłaszcza w handlu detalicznym – należała firma E. Wedel. Zaznaczała swoją obecność na rynku ogłoszeniami prasowymi, plakatami, pocztówkami, kalendarzykami kieszonkowymi, a nawet mini książeczkami z rymowankami dla dzieci. Dla Wedla rysowali najlepsi polscy i obcy graficy. I właśnie projekty obce zdobią okładki dwóch obecnych na naszej aukcji kieszonkowych kalendarzyków z 1928 (poz. 414) i 1937 roku (poz. 416). Oba urzekają nie tylko formą graficzną, ale i treścią: naiwnym urokiem sugestywnych haseł reklamowych – „Dzieci które raz skosztowały Czekolady Wedla stale upominają się o nią” – oraz interesującymi (nie tylko dla warszawiaka) informacjami w rodzaju tras stołecznych tramwajów nocnych (2) i adresami sklepów firmy: w Warszawie, Łodzi i Zakopanem. Dla historyka obyczaju interesujące mogą być również obfite odręczne zapiski na stronach obu artefaktów, postawione przez pierwotnych właścicieli – widoczny znak, jak były użyteczne.

    Pozostając w temacie cukru, produktu wówczas bardzo drogiego (3) – od jego konsumpcji w dwudziestoleciu międzywojennym uzależnione były przynajmniej dwa liczące się sektory ówczesnej polskiej gospodarki, tj. wielkoobszarowe rolnictwo i wspierany przez państwo, zorganizowany w monopolistycznym Związku Cukrowników Polskich, przemysł cukrowniczy. Jego interesy miała wspierać Komisja Propagandy Konsumpcji Cukru, która pod wymyślonym przez Wańkowicza hasłem „Cukier krzepi”, koordynowała wielka aukcję propagandową, której szczyt przypadł na lata 1930 – 1933. Jej odpryskiem jest obecna na naszej aukcji piękna i w handlu unikatowa (?) pocztówka reklamowa (4), której lico zdobi podobizna plakatu autorstwa dwóch młodych polskich architektów Stanisława Osieckiego i Jerzego Skolimowskiego – poz. 146. Może jeszcze rzadsza od niej (a pocztówkę Osieckiego i Skolimowskiego widzę po raz pierwszy) jest kuriozalna (nie tylko pod względem treści, ale i rozwiązania graficznego) pocztówka reklamująca kalosze, będąca jednocześnie pozdrowieniem ze słynnej PEWUKI 1929 roku. Kuriozalna, bo łącząca oficjalne, niejako państwowe symbole wystawy (ze stylizowanym orłem projektu Jastrzębowskiego na czele) z kiczowatym wizerunkiem chłopaczka z kaloszem na głowie – poz. 148. Autora tej zaskakującej kompozycji niestety również nie znamy.

    Związek Cukrowników Polskich nie był jedynym monopolistą na naszym rynku. Podobną pozycję miało również Galicyjskie Towarzystwo Naftowe Galicja S.A., krajowy wytwórca benzyn i olejów napędowych. Ich ubocznym produktem były i są najtrudniejsze w utylizacji frakcje ciężkie ropy naftowej. Bardzo ciekawy przyczynek do sposobu w jaki je wówczas w Polsce wykorzystywano stanowi broszura reklamująca ropopochodny wodoodporny środek uszczelniający Szczelnit – poz. 419. I tylko szkoda, że nie znamy autora kompozycji zdobiącej ten rzadki, fascynujący doborem barw, świetny pod względem graficznym druk.

    Do druków reklamowych z pewnością można też zaliczyć programy przedwojennych teatrzyków rewiowych. Na 12. aukcji Kwadrygi mamy ich dwa: Morskiego Oka i Qui Pro Quo, oba w mistrzowskim opracowaniu graficznym Tadeusza Gronowskiego – poz. 544545. Szansa, że spotkamy je na jakiejś aukcji po raz kolejny w ciągu najbliższych 10 lat jest niewielka. A że są bardzo poszukiwane najlepiej świadczy fakt, że już są licytowane.

    Reklama w II RP stała sumptem firm prywatnych. Środki publiczne rzadko były w nią angażowane. Do chlubnych wyjątków należały: krajowe i międzynarodowe ekspozycje na targach i wystawach typu EXPO. Ostatnią taką imprezą była światowa wystawa w Nowym Jorku otwarta we wrześniu 1939 roku. To z myślą o niej powstał – na zlecenie Lasów Państwowych – dwukrotnie składany (z formatu A3 do A8) angielskojęzyczny folder. Po rozłożeniu przekształca się on w średnich rozmiarów plakat, którego lico zdobi znakomita pod względem graficznym mapa (poz. 2), której autorami byli dwaj świetni artyści, odnoszący największe sukcesy w latach 30. XX wieku: rysownik i malarz polski pochodzenia żydowskiego, członek Cechu św. Łukasza Eliasz Kanarek oraz dorównujący mu artystyczną klasą grafik i designer Tadeusz Lipski. (5) Wygląd tej mapy oraz losy wycofanego z obiegu (z przyczyn politycznych) folderu doskonale opisali autorzy internetowego katalogu 12. aukcji. Pominęli jednak informację, że godny uwagi jest także rewers dzieła, tworzący (po złożeniu) opisowe strony folderu, również będące arcydziełem typografii art deco. Lipski i Kanarek także byli ich autorami. Ręcznie wykonany oryginał mapy Lasów Państwowych (o wymiarach 130 x 100 cm) ocalał i od kilkunastu już lat znajduje się w Gołuchowie. Wojnę przetrwało również kilka drukowanych kopii samej mapy o wymiarach tylko nieco mniejszych od oryginału.

    Łukasz Kanarek był jednym z ważniejszych współautorów szaty graficznej Polskiego Pawilonu na międzynarodowej wystawie W Nowym Jorku. Sporządził pod kierunkiem Tadeusza Pruszkowskiego (wraz z całym zespołem Cechu św. Łukasza) siedem wielkoformatowych obrazów z wyobrażeniem ważniejszych scen z historii Polski, które zawisły w otwierającej ekspozycję sali honorowej. Niestety zabrakło wśród przypomnienia triumfów nad Moskwą i Niemcami: bitwy pod Grunwaldem, hołdu pruskiego, oblężenia Smoleńska, czy też zdobycia Moskwy. Pewno by nie drażnić sąsiadów. I pomyśleć, że o doborze scen historycznych i zniszczeniu folderów zadecydowali ci sami ludzie, którzy obiecywali Polakom, że w razie wojny nie oddamy Niemcom nawet guzika.

    Wystawa w Nowym Jorku pewno ocaliła Kanarkowi życie. Popłynął na nią Batorym (w grupie organizatorów), jako projektant i wykonawca fryzu, który ozdobił ściany wokół sufitu w sali M – sali Lasów Państwowych. W Nowym Jorku artystę zaskoczyła wojna. Fragmenty tego fryzu widoczne są do tej pory na zdjęciu zamieszczonym w katalogu nowojorskiej ekspozycji. (6) Czy mapa Lasów Państwowych była usuwana z polskich zbiorów podczas okupacji? Raczej nie, no bo jaki hitlerowcy mieliby w tym interes. Polskę zajęli już przecież nie tylko na mapie. (7) Okupanci tropili za to i niszczyli druki antyhitlerowskie oraz książki kwestionujące germański rodowód ziem wchodzących w skład terytorium Rzeszy. Z tych pierwszych mamy na aukcji wnikliwe studium Filipa Istnera Od Weimaru do swastyki” – poz. 52 – dziś bardzo trudne do zdobycia. Z tych drugich – unikatowy w handlu, podziemny przedruk obszernych fragmentów „Ziemi gromadzi prochy” Kisielewskiego. Za samo przechowywanie, a cóż dopiero wydawanie podobnych książek, groził obóz koncentracyjny. To, że przetrwały, stanowi widomy dowód, że wszelkie policje świata w walce z książkami i ich czytelnikami okazywały się w końcu bezsilne. Również w PRL, w reżimie, w którym władza w pełni kontrolowała nie tylko dystrybucję, ale i druk książek. Ba, nawet przydzielała na nie papier. Cudem uratowane dzieła rodzą pytania. Na przykład, kto w 1959 roku ocalił przed likwidacją kilka lub kilkanaście egzemplarzy (8) Gwałtu na Melpomenie”, pióra znanego z przedwojennych antysowieckich publikacji Antoniego Słonimskiego – dzieła zawierającego komplet rozrzuconych po czasopismach i nigdy wcześniej razem nie wydanych felietonów teatralnych słynnego poety, kpiarza i krytyka. Czy tym ktosiem był drukarz, konwojent, pracownik skupu makulatury… a może sam cenzor? Tego nie wiemy i to już mniej ważne. Grunt, że felietony pana Antoniego ocalały: dwa grube oprawne w płótno tomy – poz. 229 – ze świetnie zachowanymi obwolutami projektu Jerzego Jaworowskiego, w stanie wydawniczym. Czytam to, co przed chwilą napisałem i dochodzę do wniosku, że zbytnio popuściłem wodze fantazji: od czekolady Wedla (pod pretekstem reklamy osobistej odwagi) dotarłem do gwałtu na Melpomenie. Oto do czego starzejący się umysł i nadmierna skłonność do dygresji mogą doprowadzić. Czas więc tym wynurzeniom położyć kres.

    Tu gromowładny woźnica Kwadrygi grozi mi palcem, że znów zbyt mało o konkretnych książkach napisałem. Nadrabiam więc nie tylko miną i do pereł Kwadrygi dorzucam arcyrzadkie perełki. A więc:

    Pierwsze wydania książek Lucy Maud Montgomery, owe słynne opowieści o losach Ani z Zielonego Wzgórza, które zaczytywane przez nasze babki, matki i żony nie miały prawa (zwłaszcza w tak dobrym stanie) do dni naszych dotrwać – poz. 256 – 259.

    Unikatowe broszury z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, z braku odwagi (poza jedną, autorstwa Mariana Dąbrowskiego, męża autorki „Nocy i dni”, która „zmarnowała” mu życie) niepodpisane – poz. 124, 126, 127, 131, 133.

    Birobidżan – kto nie wie, co to i ciekaw, niech koniecznie przeczyta opis – poz. 188.

    Unikalny zbiór pieczątek legionowych z oryginalnych kart z obiegu (całe życie można pieczątki legionowe kupować i tylu nie uzbierać) – poz. 141.

    Dwa zeszyty bardzo „Straszliwych przygód” dla dzieci, których nie posiada nawet Biblioteka Narodowa w Warszawie – poz. 236 i 238.

    Tango numer 18 – jak już je tańczyć, to tylko z tym numerem – poz. 371 (innych i tak – nawet za dwa razy większe pieniądze – nie dostaniecie).

    De Plica Polonica, tractatus medico-physicus – kupić zamiast peruki, oszczędność na fryzjerze gwarantowana – poz. 404.

    Opisanie żółtej febry dla lekarzów i chirurgów – żółciejszej nawet w Krakowie, po 1805 roku, nie złapiecie – poz. 409.

    Pierwsze opisanie miasta Łomży (po raz drugi w przeciągu 50 lat na aukcji widzę) – poz. 448.

    Komplet 5 fotografii podwarszawskiego Studzieńca, atelier Konrada Brandla – tak rzadkie, że aż głowa boli – poz. 470.

    Komplet „Meteora” – w tym najtrudniejszy do zdobycia zeszyt pierwszy pisma z lutego 1928 roku, z okładką projektu P. Halpernówny – poz. 504, 503, 505.

    Uwolnienie ze służby Szymona Kwiatkowskiego, żołnierza 2 Pułku Piechoty Liniowej – dokument absolutnie unikalny – poz. 493.

    Reszta też nie fistaszki.

    I to by było na tyle, kochane bibliofile.

    Jan Straus

    1) Pierwszy, ze zmasowaną ofertą druków reklamowych, wszedł na rynek Antykwariat Rara Avis. Miało to miejsce po wystawie druków reklamowych „Pod znakiem Merkurego”, która miała miejsce w warszawskiej Galerii Ekslibrisu, urządzonej ze zbiorów i staraniem niżej podpisanego. Należy tu dodać, że: po plakatach, okładkach i drukach reklamowych ostatnią grupą artefaktów – w dziedzinie reklamy – jeszcze systematycznie przez Antykwariaty nie eksploatowaną pozostają szeroko pojęte opakowania.

    2) Warszawę obsługiwały trzy linie nocne: 10, 20 i 30. Biegły one wówczas Nowym Światem i Krakowski Przedmieściem.

    3) Była to cena zaporowa, narzucona przez związek producentów, bowiem kilogram cukru w Polsce w latach 1918 – 1939 kosztował ponad 1 zł (średnio 1,4 zł). W tym samym czasie, w Wielkiej Brytanii, do której polski cukier eksportowano, jego cena kształtowała się na poziomie kilkunastu groszy za kilogram.

    4) Zaproponowana przez autorów katalogu data emisji artefaktu jest nie do utrzymania wobec dat urodzin jego autorów: Osieckiego (1902) i Skolimowskiego (1907) – Skolimowski w roku 1920 miałby 13 lat – i jest wynikiem niechlujnego zapisu daty korespondencji pozostawionej przez pierwszego właściciela pocztówki na jej odwrocie.

    5) Na naszej aukcji mamy jeszcze jeden świetny projekt Lipskiego – zdobi on okładkę LIX zeszytu „Skamandra” z 1935 roku – poz. 514.

    6) Eksponaty i elementy stałego wyposażenia, zdobiące polski pawilon na międzynarodowej wystawie w Nowym Yorku nie powróciły do Polski. O dalszych ich losach możecie Państwo poczytać w: Nowakowska Krystyna – Pawilon polski na nowojorskiej wystawie światowej (1939-1940) i jego dalsze dzieje. Warszawa 2013. Do nabycia na naszej aukcji – poz. 347.

    7) Mogła być za to niszczona już po wojnie, przez komunistów, choćby za rysunek z czyhającymi na Polskę funkcjonariuszami NKWD. Tłumaczyłoby to, czemu nasza mapa – na rynku antykwarycznym – tak długo pozostawała mało znana.

    8) Prawdopodobnie wykradziono jedną z paczek, w których wówczas jeszcze pachnące farbą książki transportowano z drukarni do odbiorców.

    © Kwadryga | wykonanie: THE NEW LOOK
    0
      0
      Twój koszyk
      Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu

      Antykwariat Kwadryga

      jest miejscem wyjątkowym, przestrzenią zatrzymanego czasu – świadectwem historii kultury zapisanej na kartach tysięcy książek.