Znajdź książkę

Nasz antykwariat internetowy to zbiór ponad 40.000 książek

    ul. Wilcza 29 A lok. 25
    00-544 Warszawa
    tel. 022 622 11 54
    0,00 

    Jan Straus: Groch z książęcą kapustą czyli 10. jubileuszowa aukcja Kwadrygi

    Aukcji książkowych na onebidzie przybywa okrutnie, gorzej z książkami, które na dobre pochowały się po nie zawsze bibliotecznych kątach. Trudno więc o skompletowanie aukcji tematycznych, a i utrzymanie dotychczasowych tematów aukcyjnych staje się coraz bardziej problematyczne. Dlatego też aukcje książkowe stają się rozmiarami mniejsze a ich zawartość, będąca wynikiem bieżących, najczęściej przypadkowych zakupów, coraz częściej przypomina przysłowiowy groch z kapustą. Na ile to staropolskie, serwowane na 10. Aukcji Kwadrygi danie jest smakowite, oceńcie państwo sami.

    O brak książek na rynku, zwłaszcza najstarszych i tych dziewiętnastowiecznych, wydawanych i sprzedawanych często (po listach subskrybentów sądząc) w nakładach zaledwie kilkuset egzemplarzy, trudno winić antykwariuszy. Nasze książki wyniszczyła historia i ludzka głupota, czytaj: brak powszechnego wykształcenia i porządnych uniwersytetów. Nic więc dziwnego, że druki, które przetrwały w rękach prywatnych, to ostańce, zachowane w kilku, co najwyżej kilkunastu egzemplarzach. Gdy więc w internecie lub w opisie aukcyjnym dzieła (z pierwszej połowy XIX wieku) czytam, że znamy zaledwie kilka jego egzemplarzy, to nie wpadam w zachwyt nad jego rzadkością lecz myślę sobie standard i zastanawiam się tylko za ile lat je ponownie zobaczę. Czy za 10 – co oznacza, że 3 do 5 jego egzemplarzy krąży po rynku czy za 25 – 50 – co oznacza spotkanie z książką w handlu unikatową, bo tyle zwykle wynosi przeciętny czas pobytu książki we współczesnej bibliotece rodzinnej. (1)

    Z radością więc witam na 10. aukcji Kwadrygi niewidziany od lat już chyba kilkunastu Zbiór krótki herbów polskich oraz wsławionych cnotą i naukami Polaków – poz. 19 – pióra naszego znakomitego encyklopedysty: księdza Benedykta Chmielowskiego. Dzieło to (choć nie zawiera opisów i wizerunków herbów, tudzież zapisu legend herbowych) bardzo polecam, bo to ciekawostka obyczajowa, rodzaj uroczego, kieszonkowego, herbowego kapowniczka pomocnego w nagłych, „koligacyjnych” kłopotach mogących się pojawić na okolicznościowych zjazdach szlachty i w trakcie lokalnych, burzliwych sejmików. Kwadryga zachęca do kupna tego starodruku przywołując nazwiska dziś najgłośniejsze: Branickich, Lubomirskich, Potockich i Radziwiłłów, ja zachęcam do jego studiowania w poszukiwaniu jakże smakowitych rodów i mitr rodzimych, że nie wspomnę o kniaziu Odrowążu z książąt Peyerasławskich KAPUŚCIE, herbu własnego, identycznego z herbem województwa brasławskiego. Znak ten, błękitny trójkąt w złotym polu, został w czasach satrapy Łukaszenki przywrócony do łask i wzbogacony o figlarne, perskie oko opatrzności w złotym polu. Polecam więc herbarzyk Chmielowskiego ku bibliofilskiej zabawie i pamięci: że, pasujące mi do niniejszego felietonu nazwisko Kapusta(1), nie gorsze a nawet lepsze bywało od godności Lubomirskiego, Radziwiłła(2) czy innego księcia. Poszukajcie i WY państwo wśród przodków. Niech was polskie nazwisko bez – ski na końcu nie zniechęca.

    Wybraniu pożywnego grochu z onebidowych aukcji nie sprzyja nadmierna ilość i niealfabetyczny układ, często bardzo szczupłych działów, co moim zdaniem utrudnia a nie ułatwia odszukanie poszukiwanych książek. W podobnym wydzielaniu Kwadryga jest prawdziwą rekordzistką(3). Rozumiem intencję takiego postępowania, chęć odzwierciadlenia chronologii, zaprzeczającą jednak czasami zdroworozsądkowej logice: bo czemu plakaty przedzielają działy literackie? A książki dla dzieci ważniejsze są od poezji? I czy wszystko zawsze można wydzielić? I tak: czytelnikowi katalogu 10 aukcji mogą umknąć oprawy Jana Recmanika(4) – poz. 207, 276, 277 – oraz powstałe w Polsce w kręgu oddziaływania kulturliege(5)książki w jidysz – poz. 224, 286, 295 – z dobrze zachowanymi okładkami, bo brak w naszym katalogu działów: oprawy artystyczne i judaica.

    Ponarzekawszy trochę, sięgnijmy jednak dalej po garść grochu, bo dzieł prawdziwie unikatowych mamy na 10. aukcji Kwadrygi przynajmniej kilka. Należą do nich Przepisy ubiorów dla woysk i administratorów Księstwa warszawskiego, oszałamiające rozmaitością „galonków, paletek i akselbantów” na polskich mundurach – poz. kat. 33. W opisie, który w dniu 25 maja pojawił się w internecie, Kwadryga, słusznie wymieniając wcześniejszych właścicieli tego dzieła (Czołowskiego i Bruchnalskiego) wspomina również o maleńkiej czarnej pieczątce z epoki, widocznej na jego stronie tytułowej, sugerując przy tym, że świadczy ona o pierwotnej przynależności naszego druku do biblioteki 30 płk. piechoty francuskiej z czasów Napoleona. Atrybucja ta nie wydaje mi się trafna: przedmiotowa pieczątka bowiem jest niemiecka a nie francuskojęzyczna. A oto argumenty: w alfabecie francuskim brak litery k, biblioteka po francusku to – biblioteque a nie Bibliotheke, liniowy – to lineaire a nie liniere. Wystawiony na naszej aukcji egzemplarz przepisów należał więc (najprawdopodobniej) do biblioteki (Bibliotheke) jakiejś liniowej (liniere) cesarsko-królewskiej (k. k. – koenigliche, keiserliche) jednostki niemieckiej piechoty (infanterie). A sygnalizowana w opisie aukcyjnym 30 -tka to najprawdopodobniej niemieckie słowo ZONE. Ostatniego słowa pieczątki nie rozczytałem. Instynkt bibliofila podpowiada mi również, że jest to pieczątka b. ciekawa i stanowi znak rozpoznawczy biblioteki ważniejszej niż pułkowa. A swoją drogą: czy biblioteki pułkowe istniały już tak wcześnie?

    W poczet unikatów zaliczyć można także Jednodniówkę wydaną ku czci marszałka Piłsudskiego w okupowanej Francji: w Grenoble(6) w 1941 roku – poz. 25. Historycznego pieprzu, temu kommemoratywnemu drukowi dodaje nazwisko autora niewielkiego artykułu Piłsudski jako historyk. Podpisał się bowiem pod nim przyszły wieloletni Przewodniczący Rady Państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej profesor Henryk Jabłoński.

    Niewiele częstsze (od Przepisów mundurowych i Jednodniówki) są wystawione na 10. aukcji Kwadrygi dwie warszawskie taryfy domów. Pierwsza, należąca do historycznie najstarszych, z 1808 roku – poz. 161 – przyciąga uwagę rozlicznymi odręcznymi poprawkami i skreśleniami. Są cenne, bo postawił je pierwszy właściciel (może urzędnik, a być może ówczesny handlarz nieruchomościami) zaznaczając nowych właścicieli poszczególnych posesji.

    Taryfy domów były nie tylko swoistą księgą hipoteczną, ale także mini przewodnikami po mieście, wzbogacanymi często o mapki ulic i nazwy ważniejszych budowli publicznych oraz kamienic. Stanowiły one także księgę adresową jednak jakże niepełną, bo ograniczoną tylko do posesjonatów. Lukę tę wypełniły dopiero profesjonalne księgi adresowe. Już pierwsza z nich – bardzo szczegółowy i rzadki Skorowidz mieszkańców miasta Warszawy z przedmieściami na rok 1854 – poz. 164 – zawiera nazwiska i adresy nie tylko osób w mieście ważnych(7) np. radców stanu ale i rzemieślników, a także: kucharek, modniarek oraz wszelakiego rodzaju panien i pań służebnych. Sporządzenie podobnego dokumentu nie byłoby możliwe bez nadzoru warszawskiego Zarządu Policji, obowiązku meldunkowego i książeczek domów, wprowadzonych w Warszawie na początku XIX wieku. Skorowidz mieszkańców na rok 1854 poprzedzają reklamy – należące do najstarszych, warszawskich reklam ilustrowanych – a kończy kolejna taryfa domów.

    Ile było łącznie taryf warszawskich? Przysłuchiwałem się kiedyś dyskusji toczonej – na ten temat – przez dwóch wybitnych varsovianistów Juliusza Wiktora Gomulickiego i Kazimierza Pątka. Zgodnie stwierdzili, że wydanych osobno i dołączanych do różnego rodzaju informatorów i kalendarzy – Warszawa w dziewiętnastym wieku taryf domów doczekała się ponad setkę. Zdobyć ich wszystkich dziś już nie sposób, ale przynajmniej kilka z nich w ambitniejszym zbiorze varsovianów posiadać warto.

    Do rzadkich wydawnictw warszawskich Kwadryga wyraźnie ma szczęście, bo jest ich na 10. aukcji sporo. Wyróżniają się wśród nich broszury reklamowe. Cieszy arcyzabawny, kuriozalny druczek, reklamujący usługi znajdującej się przy ulicy Widok 21 kawiarni Ermitaż, obdarzony łacińskim tytułem Aphorismata ex taverna sub Baccho dicta – poz. 150 – głoszący mądrości w rodzaju:

    Kto pełen trunku jest i pełen jadła, dla tego gwiazda filozofii zbladła.

    Można by się czepiać polszczyzny(8) tego ściągniętego z łaciny porzekadła, ale słuszności (choć i na czczo filozofować trudno) odmówić mu nie sposób. Tuwim byłby nim zachwycony.

    Z aforyzmami spod znaku Bacchusa sąsiaduje inna unikatowa broszura – poz.151. Reklamuje produkty sklepu z zabawkami Józefa Ringelbluma, mieszczącego się na Nalewkach. Z adresem tym również mam tuwimowskie skojarzenia, pamiętamy przecież słynny Tuwimowski apel do dzieci, bodajże z Zosi Samosi, by pisały do poety na lewki trzy. Druk ten zwraca również uwagę niecodzienną, niestety anonimową, fotomontażową kompozycją, zamiast tytułu obdarowaną słowami – pamiętam że…

    Szczenię należy odżywiać dobrze i obficie mięsem (koniną), w połączeniu z mlekiem chlebem i innemi pokarmami roślinnemi ( grochem, owsem, ryżem, fasolą, soczewica); do czwartego miesiąca otrzymuje żywność trzy razy, do ósmego miesiąca – dwa razy; od tego czasu karmi się je raz tylko, najlepiej w południe„.

    Autor tych słów zaznacza również – i to także warto zapamiętać, że

    podczas gorącej pory roku karmi się wszystkie psy obficie mlekiem zsiadłym, które też lubię.

    Ta cenna wskazówka pochodzi z wydanej w 1906 roku pracy Carla Rehusa Układanie wyżłów – poz. 425. Wgłębiłem się w nią w Kwadrydze ochoczo, bo moja małżonka oraz częściej przebąkuje, że powinniśmy mieć pieska. Zaimponowały mi zwłaszcza fragmenty dotyczące chwytania tzw. wiatru. Okazuje się, że wszystko jest w przyrodzie w porządku dopóty psi nos lub wiatr nie natrafią na liść łopucha. Tu nie doczytałem dokładnie do końca(9). No i jestem w kłopocie, bo nie jestem pewien. Czy wyżły w ogóle nadają się na łopuchy? A to ważne, bo wyżła właśnie upatrzyła sobie moja Dorota. Łopuchów zaś u nas na wsi mnóstwo.

    Zapytacie, co łączy sztukę układania wyżłów ze sztuką przez duże S? – A no niewiele. I 10. aukcja Kwadrygi, w katalogu której tradycyjnie już licznie widnieją artystyczne monografie i katalogi wystaw. Króluje wśród nich, nie tylko ogromnymi rozmiarami (format A3), ale i oryginalną formą graficzną (interesująca okładka Stefana Gierowskiego, nietypowa dla tego abstrakcjonisty) album Bronisława Linkego Kamienie krzyczą – poz. 366 – który, choć wydany w 1959 roku, ciągle jeszcze pozostaje artystycznym wydarzeniem. Dzieło poprzedza interesujący wstęp pióra Marii Dąbrowskiej, w którym autorka Nocy i dni na określenie dorobku twórcy Autobusu jakże słusznie przywołuje ukuty, przez wybitnego francuskiego filozofa kultury Roger Cailois, termin fantastyka przerażenia. Trudno przy tym jednak nie ukryć wrażenie, że „przerażenie” światem towarzyszyło Linkemu od początku jego twórczości, vide kompozycje artysty dla przedwojennych „Szpilek”.

    Jeszcze bardziej zaskakująca, od przywołanej przed chwilą okładki Gierowskiego jest – rewolucyjna jak na czas i warunki polskie – abstrakcyjna kompozycja geometryczna zdobiąca okładkę Katalogu wystawy sztuki niemieckiej, która miała miejsce w Warszawie w 1929 roku – poz. 400.

    Niestety, nie znamy jej autora. I nie wiemy nawet, czy projekt ten narodził się w Polsce, czy w Niemczech. Jedno jest pewne: jego autorem jest artysta wybitny. Zawartość przedmiotowego katalogu już nieco rozczarowuje, obiekty w nim wymienione są bowiem dość odległe od szczytowych osiągnięć sztuki nowoczesnej lat 20. Nie najciekawszy (z dzisiejszego punktu widzenia) dobór eksponowanych dzieł tłumaczy (po części) skład komitetu organizacyjnego wystawy ze strony polskiej, w którym zabrakło nazwisk Strzemińskiego, Szczuki czy Berlewiego(10). Figurują w nim za to, między innymi: ze strony wydawców – Jakub Mortkowicz; artystów – Władysław Skoczylas; ówczesnego rządu polskiego – dyrektor Wojciech Jastrzębowski(11), spirytus movens słynnej ekspozycji sztuki polskiej, która miała miejsce na światowej wystawie w 1925 roku w Paryżu.

    I tu niespodzianka, bo w tekście francuskojęzycznej wersji, bardzo trudnego do zdobycia katalogu Katalogu sekcji polskiej na międzynarodowej wystawie sztuki dekoracyjnej – poz. 340 – żadnego WOJCIECHA Jastrzębowskiego nie znajdujemy. Pojawia się za to, łatwiejszy do wymówienia ADALBERTUS. No cóż chwile słabości, które nie omijają największych tego świata, nie ominęły również przyszłego senatora RP, który zmieniwszy chrzestne imię Wojciech na (prostszego do zapamiętania przez cudzoziemców) łacińsko-brzmiącego Adalbertusa, nie pomyślał o zmianie równie trudno brzmiącego nazwiska. A przecież mógłby je bez przeszkody przemianować choćby na – Accipiter Gentilis(12). Wszak: Adalbertus Accipiter Gentilis – zwłaszcza z dodatkiem polonus – brzmiałby bardzo dostojnie, zwłaszcza w przypadku niekwestionowanego współtwórcy polskiego stylu narodowego.

    Prawdziwą ozdobą Katalogu sekcji polskiej na międzynarodowej wystawie sztuki dekoracyjnej w Paryżu jest także bardzo dynamiczna okładka Zofii Stryjeńskiej. I tu uwaga, bo mamy tej artystki ciekawy, choć niewielki festiwal – pozycje: 237, 285, 319 – 326, 340.

    Może więc zasłużyła ona sobie na osobne wymienienie w aukcyjnym spisie treści. Skoro na podobny honor zasłużył Kraszewski… Do obecnego w aukcyjnym spisie treści działu: Gospodarstwo wiejskie i domowe, nauki przyrodnicze i ścisłe, budownictwo warto by także dorzucić poz. 501 – 504. Figurują one (i słusznie) w dziale czasopism ale powinny być zdublowane. Kryją się pod nimi numery świetnego czasopisma „Architektura i budownictwo”, obdarzonego znakomitymi, awangardowymi, wykonanymi w fotomontażu okładkami. Te najlepsze – o ile pamięć mnie nie myli – zaprojektowała Zofia Puget.

    Na zakończenie tej epistoły parę słów w obronie czci niewieściej. Wymieniona w dedykacji Uniłowskiego – patrz: Zbigniew Uniłowski, Człowiek w oknie, poz. 33 – Jadwiga Stachurska bardziej zasługuje na określenie muza Witkacego, niż kochanka. Wyjątkowo piękna i o wiele lat od twórcy niemytych dusz młodsza (Witkacy poznał Nenę gdy miała 8 lat, już jako dorosły mężczyzna, a pedofilem nie był) Stachurska korespondencję z autorem Nienasycenia przed śmiercią spaliła, zacierając tym samym ewentualne, wzajemne dowody ich intymnej znajomości. A nawet jeśli już, to biorąc pod uwagę niedojrzałość emocjonalną Stanisława Ignacego Witkiewicza (losy jego narzeczeństwa, igranie z nim Solskiej, matkowanie żony, nieciekawy związek z Oknińską) prędzej napisałbym, że to Witkacy był kochankiem Stachurskiej, a nie odwrotnie. Generalnie rzecz biorąc, byk rozpłodowy z autora 622 upadków Bunga był słaby.

    A kupno Człowieka w oknie bardzo polecam, bo autor (Uniłowski) – w swoim czasie bardzo znany, sama powieść dobra i w handlu (pierwsze wydanie) rzadka, okładka – w tym stanie zachowania – może unikatowa, a i dedykacja smakowita.

    Dr inż. Jan Straus.

    PS

    Pisałem na wsi, w Groszkowie, z pamięci i z pobieżnych notatek, z dala od domowego księgozbioru, a więc wielu rzeczy nie mogłem dokładnie sprawdzić.

    1. Gorzej, gdy trafi ona do poważniejszych zbiorów: państwowych lub (co rzadsze) prywatnych, budowanych na pokolenia, bo wtedy z obrotu antykwarskiego może zniknąć na zawsze. Chyba, że mamy fart i ktoś szczęśliwie wyrwie ze snu jakiegoś śpiocha, który przeleżał lat 50 lub więcej w ustronnym kącie, w nie zawsze komfortowych warunkach, zapomniany lub zlekceważony przez spadkobierców. To przypadek jednego z ostatnich zakupów Kwadrygi, na który (między innymi) złożyły się pojedyncze tomy osiemnastowiecznych i dziewiętnastowiecznych wydań Naruszewicza. Tomy te, zachwycające po pełnej konserwacji pięknem układu typograficznego i blaskiem szerokich marginesów, rozeszły się jak ciepłe bułeczki tak, że tylko trzy z nich dotrwały do naszej aukcji – poz. 99, 100 i 292. Ta ostatnie dzieło, niestety już nieco przez introligatora w epoce przycięte, zawiera kapitalne Sielanki, satyry, bajki i epigramaty, będące bodajże najlepszą częścią poetyckiego dorobku pierwszego polskiego historyka a przy tym rozbrykanego jezuity i tytularnego biskupa: smoleńskiego i łuckiego: Adama Naruszewicza,
    1. O kniaziu Jędrzeju Kapuście, kasztelanie brasławskim wspomina także Kojałowicz. Za Łukaszenki dawny herb województwa został przywrócony: z okiem opatrzności puszczającym do mieszkańców ziemi bracławskiej klasyczne perskie oczko.

    2. Z wymienionych tylko dwa nazwiska książęce, w dodatku posiadające tytuły obce i jedno – Branickich – w ogóle niepewne. Pisał o tym w pamiętnikach bodajże Bukar., który twierdził, że po śmierci hetmana Branickiego jego herb na frontonie pałacu w Białymstoku został przecież przekreślony. Co oznaczało koniec rodu.

    3. Moim zdaniem lepsze są podziały oferty aukcyjnej tematycznie szersze, pojemniejsze, stosowane przez antykwariat Lamus i antykwariaty krakowskie, dające bibliofilowi zainteresowanemu tylko fragmentem katalogu pewność, że nic, co ważne, nie umknie jego uwadze.

    4. Sygnowane oprawy Jana Recmanika pojawiają się w obrocie aukcyjnym z częstotliwością: jedna raz na dwa – trzy lata, każda więc (nawet półskórkowa) oprawa mistrza jest dla miłośnika artystycznego introligatorstwa wydarzeniem. Niniejsze zdobią piękne druki secesyjne i pochodzą z jednej biblioteki. Świadczą o tym superekslibrisy literowe WM – Wacław Morawski (?) oraz, wcześniejsze (?) odręczne podpisy własnościowe Zofii Kapelskiej-Morawskiej.

    5. Wpływ jaki wydawnictwa z kręgu kulturliege wywarły na postać druków awangardy lat 20., którą współtworzyły, sprawia, że są dla kolekcjonerów i badaczy tego kierunku bardzo atrakcyjne. Niestety nie w Polsce, w której już tylko nieliczne osoby władają językiem jidysz. I w którym brakuje znawców tematu. Tym bardziej wystawione przez Kwadrygę druki – o ich rzadkości bibliograficznej nie jestem w stanie się wypowiedzieć – powinny być rozreklamowane. Powinna też być podjęta próba pokazania ich na szerszym forum, nie tylko krajowym. W dobie internetu jest to przecież możliwe.

    6. Nie jedyny to druk wydany w tym okresie w Grenoble. W mieście tym w 1942 roku wydano bowiem (również na prawach rękopisu, w nakładzie 300 egz.) w analogicznej, powielaczowej formie, studium Bolesława Micińskiego Portret Kanta.

    7. Szczegółowe dane osobowe dotyczące obsadzenia stanowisk: w warszawskich urzędach, wojsku, policji, szkolnictwie, sądach i medycynie – od końca XVIII wieku – były publikowane w rozlicznych kalendarzykach politycznych, np. w znanych warszawskich kalendarzykach Radziszewskiego. Zamieszczały one też dane osobowe dotyczące władz Królestwa Polskiego i Cesarstwa.

    8. Powinno być: temu

    9. Pora była już późna; pan Artur sarkał, że czas zamykać antykwariat; w razie nieposłuszeństwa groził rewizją osobistą

    10. Fakt ten chyba wyklucza Berleviego z grona potencjalnych autorów przedmiotowej okładki

    11. Na jesieni br. będzie miało miejsce otwarcie planowanej od dawna, monograficznej wystawy dorobku profesora Wojciecha Jastrzębowskiego

    12. Accipiter gentilis – łacińska nazwa jastrzębia

    © Kwadryga | wykonanie: THE NEW LOOK
    0
      0
      Twój koszyk
      Twój koszyk jest pustyWróć do sklepu

      Antykwariat Kwadryga

      jest miejscem wyjątkowym, przestrzenią zatrzymanego czasu – świadectwem historii kultury zapisanej na kartach tysięcy książek.