Anatol France: Bukiniści
Lubię patrzeć z okna na Sekwanę i bulwary, gdy szarość poranku zanurza wszystko w niewypowiedzianej słodyczy…

Bukiniści umieszczają swe skrzynki na kamiennym parapecie. Wiatry, deszcze, przymrozki, śniegi, mgły i słoneczna spiekota kształtują tych dzielnych handlarzy dóbr duchowych na podobieństwo posagów kamiennych ze starych katedr, gdy tak żyją latami pod gołym niebem, z rozwianymi przez wiatr połami. Są to moi przyjaciele najmilsi i nigdy nie mijam ich skrzynek na próżno. Zawsze udaje mi się wyszukać jakaś książczynę, której mi dotąd brakło, choć żyłem w nieświadomości tego, że istotnie jest mi tak bardzo potrzebna.
Po powrocie do domu witają mnie złorzeczenia gospodyni, która zarzuca mi rozpychanie książkami kieszeni i znoszenie do domu starych szpargałów, przyciągających szczury. Teresa ma racje, ale nie słucham jej właśnie dlatego, bo mimo pozorów spokoju przenoszę zawsze szaleństwo uczuć nad rozważna obojętność.
Uczucia moje nie są z tych, co wybuchają gwałtownie, co niszczą i zabijają wszystko dokoła. Zwykły śmiertelnik nie dostrzega ich w ogóle. Podniecają mnie tym niemniej i nieraz zdarzało mi się spędzać bezsennie noce z powodu paru stron zapisanych przez zapomnianego mnicha albo wydrukowanych przez skromnego czeladnika Piotra Sehaeffera. A jeśli te piękne zapały przemijają i gasną, znaczy to, że i ja wyczerpuję się i zanikam powoli. Uczucia nasze – to my sami. Książki moje – to ja. Jestem stary, sczerniały i zasuszony, jak one.
[Fragment z książki Anatola France’a „Zbrodnia Sylwestra Bonnard„, na ilustracji pocztówka „Le type parfait du Bouquiniste” – francuska pocztówka z połowy lat dwudziestych XX wieku.]